Piter z Żagania
„Od zawsze interesowałem się zabytkową motoryzacją. Dla tych starych pojazdów oglądałem „Klosa” i „Czterech Pancernych”.
Oto Piter – znawca tematu . Facet aktualnie zmaga się z renowacją zabytkowego opla k38 . To, co przeżywa wiem tylko ja i dzielnie mu towarzyszę, opisując tą naszą „drogę przez mękę”.On natomiast towarzyszy mi ( również w życiu ) i czuwa nad merytoryczną stroną bloga. Aga i Piter działają więc razem i dzielnie pokonują trudy renowacji.
-Piotruś, jak to się wszystko zaczęło ?- zapytałam kiedyś właściciela opla k38.
Potem nastąpiła cisza, zastanowienie, westchnienie . Chwilę później zdziwienie, że się tym interesuję, a następnie długa, wyczerpująca, interesująca i wzruszająca opowieść człowieka, który najzwyczajniej w świecie kocha swojego opla.
Od zawsze interesowałem się zabytkową motoryzacją. Dla tych starych pojazdów oglądałem „Klosa” i „Czterech Pancernych”. 26 lat temu studiowałem w Krakowie, gdzie na ulicach można było jeszcze wtedy spotkać takie perełki motoryzacji. To były piękne czasy. Wspomniałem jakoś przy koleżance, że chcę kupić zabytkowe auto .Myślałem wtedy o IFA F9 albo o P 70 .
Znajoma powiedziała, że koło jej domu stoi drewniano-metalowe zabytkowe auto, a miała na myśli DKW. Udałem się na podaną ulicę , ale pomyliłem adres i trafiłem na opla kadetta .Kiedy przy nim stałem podszedł do mnie facet i powiedział, że auto jest na sprzedaż. Dałem za niego 300 USD . Od tamtej pory był mój.
Nie będę wspominał jaka była reakcja moich rodziców, ale powiem tylko tyle, że nie byli zadowoleni. Potem należało załatwić transport do Żagania. W czasie holowania ( około północy ), na Śląsku zobaczyliśmy iskry wydobywające się spod auta i wyprzedzający na przedmiot. Okazało się, że było to tylne koło opla. Zatrzymaliśmy się na poboczu, przed wiaduktem i udaliśmy się na poszukiwania, ale niestety, nie udało się. Poprzedni właściciel opla, który pomagał przy holowaniu powiedział, że nie będzie czekał do rana, żeby szukać zguby i zaproponował, by zostawić auto na tydzień.
Nie zgodziłem się i zostałem przy samochodzie, na autostradzie i bez koła. Zaraz potem jak odjechali rozpocząłem akcję poszukiwawczą i po chwili za wiaduktem udało mi się znaleźć zgubę i małą nakrętkę. Cóż miałem robić? Siedziałem sam na autostradzie, w nieoświetlonym, czarnym samochodzie. Nie powiem, żebym czuł się bezpiecznie. Po jakimś czasie z pomocą przypadkowej osoby zamocowałem koło i zostałem odholowany na parking strzeżony w pobliskim mieście. Wtedy też pojawili się moi koledzy, których ruszyło sumienie ( poprzedni właściciel opla z kolegami) i z nimi udałem się do Krakowa ( auto zostało na parkingu).
Potem zacząłem organizować transport do Żagania. Do holowania potrzebny był sztywny hol, bo auto nie miało hamulców. Skontaktowano mnie z człowiekiem, który pracował w Muzeum Lotnictwa na Nowej Hucie. Z kawałka rury c.o. zrobił 3m-owy, sztywny hol. Musiałem go przewieźć do centrum Krakowa, dlatego wsiadłem z nim do tramwaju, pełnego ludzi i trzymałem rurę nad ich głowami. To było idiotyczne. Następnie należało znaleźć kierowcę, który siadłby za kierownicą mojego opla ( bo nie miałem wtedy prawa jazdy) .
Wyratował mnie z opresji znajomy Syryjczyk i zgodził się kierować moim zabytkiem. W ten sposób trafiliśmy do Żagania. Po kilku latach, już w warsztacie kolegi najpierw wyczyściłem auto ze starego lakieru , a potem razem zabraliśmy się do spawania. Trwało to dokładnie od Sylwestra do pierwszego dnia po Bożym Narodzeniu następnego roku (361 dni). Potem ,po zapodkładowaniu opel trafił do garażu i popadł w zapomnienie, a ja wyjechałem z kraju.
Kiedy już w Polsce poznałem Agnieszkę, zacząłem kolejny etap mojego życia i o oplu choć nie chciałem –musiałem znowu zapomnieć na kilka lat, bo Aga była przeciwna. Teraz to wygląda zupełnie inaczej .Coś tam się wydarzyło, coś tam przeżyliśmy i kobiecie się odmieniło. Dla mnie i dla Opla założyła stronę internetową www.retrohobby.pl , wspiera mnie w remoncie, pociesza ,kiedy mnie to wszystko przeraża. Tak to jest .Dziękuję ci Aguś.