Od zawsze interesowałem się zabytkową motoryzacją. Dla tych starych pojazdów oglądałem „Klosa” i „Czterech Pancernych”.
26 lat temu studiowałem w Krakowie i na ulicach można było jeszcze wtedy spotkać takie perełki motoryzacji. To były piękne czasy.
Wspomniałem jakoś przy koleżance, że chcę kupić zabytkowe auto. Myślałem wtedy o IFA F9 albo o P 70. Znajoma powiedziała, że koło jej domu stoi drewniano-metalowe zabytkowe auto, a miała na myśli DKW. Udałem się na podaną ulicę , ale pomyliłem adres i trafiłem na opla kadetta .
Kiedy przy nim stałem podszedł do mnie facet i powiedział, że auto jest na sprzedaż. Dałem za niego 300 USD . Od tamtej pory był mój. Nie będę wspominał jaka była reakcja moich rodziców, ale powiem tylko tyle, że nie byli zadowoleni.
Potem należało załatwić transport do Żagania. W czasie holowania ( około północy ), na Śląsku zobaczyliśmy iskry wydobywające się spod auta i wyprzedzający na przedmiot. Okazało się, że było to tylne koło opla. Zatrzymaliśmy się na poboczu, przed wiaduktem i udaliśmy się na poszukiwania, ale niestety, nie udało się.
Poprzedni właściciel opla, który pomagał przy holowaniu powiedział, że nie będzie czekał do rana, żeby szukać zguby i zaproponował, by zostawić auto na tydzień. Nie zgodziłem się i zostałem przy samochodzie, na autostradzie i bez koła. Zaraz potem jak odjechali rozpocząłem akcję poszukiwawczą i po chwili za wiaduktem udało mi się znaleźć zgubę i małą nakrętkę.
Cóż miałem robić? Siedziałem sam na autostradzie, w nieoświetlonym, czarnym samochodzie. Nie powiem, żebym czuł się bezpiecznie.
Po jakimś czasie z pomocą przypadkowej osoby zamocowałem koło i zostałem odholowany na parking strzeżony w pobliskim mieście. Wtedy też pojawili się moi koledzy, których ruszyło sumienie ( poprzedni właściciel opla z kolegami) i z nimi udałem się do Krakowa ( auto zostało na parkingu) .
Potem zacząłem organizować transport do Żagania. Do holowania potrzebny był sztywny hol, bo auto nie miało hamulców. Skontaktowano mnie z człowiekiem, który pracował w Muzeum Lotnictwa na Nowej Hucie. Z kawałka rury c.o. zrobił 3m-owy, sztywny hol. Musiałem go przewieźć do centrum Krakowa, dlatego wsiadłem z nim do tramwaju, pełnego ludzi i trzymałem rurę nad ich głowami. To było idiotyczne.
Następnie należało znaleźć kierowcę, który siadłby za kierownicą mojego opla ( bo nie miałem wtedy prawa jazdy) . Wyratował mnie z opresji znajomy Syryjczyk i zgodził się kierować moim zabytkiem. W ten sposób trafiliśmy do Żagania.
Po kilku latach, już w warsztacie kolegi najpierw wyczyściłem auto ze starego lakieru , a potem razem zabraliśmy się do spawania. Trwało to dokładnie od Sylwestra do pierwszego dnia po Bożym Narodzeniu następnego roku (361 dni). Potem, po zapodkładowaniu opel trafił do garażu i popadł w zapomnienie, a ja wyjechałem z kraju.
Kiedy już w Polsce poznałem Agnieszkę, zacząłem kolejny etap mojego życia i o oplu choć nie chciałem –musiałem znowu zapomnieć na kilka lat, bo Aga była przeciwna. Teraz to wygląda zupełnie inaczej. Coś tam się wydarzyło, coś tam przeżyliśmy i kobiecie się odmieniło. Dla mnie i dla opla założyła stronę internetową www.retrohobby.pl , wspiera mnie w remoncie, pociesza, kiedy mnie to wszystko przeraża. Tak to jest. Dziękuję ci Aguś.